Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Cieszę się, że stoimy tu na tym miejscu, tak brzemiennym w pamiątki historyczne

Kraków, 8 czerwca 1979 r. Przemówienie do przedstawicieli świata nauki i kultury zgromadzonych w kościele OO. Paulinów na Skałce

Więc to jest wzgląd pierwszy, dla którego to spotkanie jest tak bardzo dla mnie drogie i cenne. Ale jest jeszcze wzgląd drugi. W pewnym sensie wyprzedził mnie tutaj mój kolega i przyjaciel z lat uniwersyteckich, profesor Tadeusz Ulewicz, ponieważ wskazał, jak bardzo Kraków, właśnie ten Kraków Uniwersytetu i kultury, należy ściśle do mojego życiorysu. Jednakże chciałbym nie tylko potwierdzić to, co powiedział, ale może nawet to i owo jeszcze dodać. Moja miłość do Krakowa jest starsza niż mój pobyt w Krakowie. Państwo wiedzą, że urodziłem się poza Krakowem, ale żyjąc na co dzień poza Krakowem, w Wadowicach, stale do Krakowa tęskniłem i uważałem za wielki dzień w moim życiu, kiedy po zdaniu matury w 1938 roku już się tu na stałe przeprowadziłem i zacząłem uczęszczać na Uniwersytet Jagielloński, Wydział wówczas Filozoficzny, i specjalizacja: filologia polska. Stąd pochodzi najwięcej moich kolegów i koleżanek, w tym samym czasie studiujących, albo na latach wyższych, jak właśnie prof. Ulewicz, albo także na moim roczniku. Chcę dodać, że na tym roczniku studiowało bardzo wielu czynnych literatów, poetów. Niektórzy są dzisiaj doskonale znani. Ja byłem wśród nich nieco zakonspirowany i zostałem zakonspirowany właściwie do dnia wyboru na papieża. Natomiast z tym dniem zostałem zdekonspirowany nie tylko przed Polską, ale i przed całym światem. Już nie wiem, co z tym mam zrobić. Po prostu niech „leci”. Ciekawa rzecz, że niektórzy nawet uważają, że to coś warte. A ja podejrzewam, że nie uważaliby tak, gdyby się nie stało tak, jak się stało. Ale dajmy temu spokój!

W każdym razie miałem doświadczenie przedwojennego Uniwersytetu krakowskiego, Jagiellońskiego. Tego przedwojennego Uniwersytetu, który był taki, jak pamiętają wśród obecnych tylko już ludzie starsi. Wśród obecnych tylko chyba jednego widzę mojego profesora; może jest ich więcej w kościele, ale w tej chwili patrzę na pana profesora Urbańczyka i wiem, że pod jego kierunkiem zaczynałem fonetykę opisową na pierwszym roku filologii polskiej. Ale on był wtedy bardzo młodym jeszcze pracownikiem naukowym. Bardzo młodym. Dziś jest stosunkowo starszym profesorem. W każdym razie spośród moich kolegów, koleżanek, wiele osób osiągnęło te ostrogi pracowników nauki, profesorów uniwersytetu. Ja gdybym się lepiej sprawował, może bym też był do czegoś doszedł. Cóż zrobić? Świętej pamięci Mieczysław Kotlarczyk uważał, że moim powołaniem jest żywe słowo i teatr, a Pan Jezus uważał, że kapłaństwo, i jakoś pogodziliśmy się co do tego. Natomiast moje koleżanki z tak zwanego Teatru Rapsodycznego, czy przedtem jeszcze Teatru Żywego Słowa z okresu okupacyjnego, są dzisiaj znakomitymi artystkami i serdecznie im tego gratuluję. A moim największym pragnieniem jest usłyszeć, chociażby na taśmie, recytację Danuty Michałowskiej.

Muszę przyznać, że nie byłem zbyt wytrwały w przywiązaniu do humanistyki. Skoro już w okresie okupacyjnym przeszedłem na inną drogę powołania i zacząłem na tej innej drodze powołania, to znaczy w kapłaństwie, pracować, to wówczas na nowo otworzył się przede mną świat uniwersytecki, ale już przede wszystkim od strony młodzieży akademickiej. Bardzo szybko zacząłem pracować jako duszpasterz akademicki, a skutki tego duszpasterstwa są takie, że wśród osób, które wtedy to duszpasterstwo moje osobiste obejmowało, chyba czterech, pięciu, sześciu, jest członkami Polskiej Akademii Nauk. Z tego ogromnie się cieszę.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy