Kraków, 8 czerwca 1979 r. Przemówienie do przedstawicieli świata nauki i kultury zgromadzonych w kościele OO. Paulinów na Skałce
Zacząłem też - tak się złożyło - ja, z powołania kapłan, z wykształcenia humanista, polonista - obcować przede wszystkim z ludźmi, którzy reprezentowali dziedzinę, na której się najmniej znałem i do dziś najmniej znam, to znaczy z przedstawicielami nauk ścisłych, w szczególności fizyki oraz techniki. To byli moi serdeczni przyjaciele. Najpierw na etacie jeszcze studentów, potem na etacie pracowników nauki, bardzo szybko na etacie samodzielnych pracowników nauki. To wszystko wspominam i wciąż się obawiam, że jakiejś rzeczy nie poruszam tutaj wystarczająco, z jakichś długów się nie wypłacam we właściwej mierze. Chciałbym raz jeszcze powiedzieć, że jestem dłużnikiem wielu spośród Państwa. Jestem dłużnikiem także starszego pokolenia. Wielu już znakomitych krakowskich profesorów z tego pokolenia albo też wielkich ludzi kultury nie żyje. Niektórym mogłem oddać ostatnią posługę już jako arcybiskup krakowski albo kardynał.
Nigdy nie zapomnę pogrzebu śp. profesora Pigonia albo śp. profesora Niewodniczańskiego, czy profesora Klemensiewicza, czy wielu innych. Przepraszam, jeżeli w tej chwili pamięć mnie zawodzi. Wielu profesorom i innym znakomitym ludziom kultury polskiej mogłem oddać tę posługę w czasie, kiedy byłem biskupem, a potem metropolitą krakowskim czy kardynałem. To taka całość. Taka całość. Dlatego też to spotkanie dzisiejsze ma w sobie dla mnie mniej elementów formalnych. Nawet bardzo mało. A mogłoby mieć. Nawet może, wedle tego, co powiedziałem, stosunkowo mało doszło do głosu elementów merytorycznych. Bo przecież można by z tego, co miałem powiedzieć, uczynić wielki wykład na temat zadań nauki, kultury i różnych dziedzin kultury, które Państwo reprezentujecie. Natomiast zrobił się z tego jakiś sztambuch byłego krakowianina, byłego studenta uniwersytetu krakowskiego, byłego także naukowca. Profesor Ulewicz wspomniał, że byłem ostatnim habilitowanym na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego docentem tegoż Uniwersytetu i to sobie zawsze bardzo głęboko cenię.
A to, co się stało w dniu 16 października ubiegłego roku, to jest jakimś arcanum Dei misterium - niezbadaną tajemnicą Bożą - to także pragnę, ażeby przysłużyło się, oczywiście, Kościołowi powszechnemu, bo takie jest posługiwanie Piotra, ale żeby przysłużyło się w jakiejś mierze szczególnej Ojczyźnie mojej, kulturze polskiej, nauce polskiej, narodowi polskiemu, wszystkiemu, co Polskę stanowi. Cieszę się, że stoimy tu na tym miejscu, tak brzemiennym w pamiątki historyczne, we wspomnienia historyczne. Może to miejsce samo za nas przemawia i samo za nas się modli, ażeby ten człowiek, który w jakimś sensie odszedł - musiał odejść - mógł jednak tym bardziej żyć w Polsce i służyć Polsce. Takie jest moje pragnienie.
W każdym razie, żebym nie przyniósł ujmy mojemu narodowi. Przynajmniej tyle. Żebym mógł — nie myślę o tym, żebym zasłużył na groby zasłużonych na Skałce — ale żebym mógł jako tako służyć Polsce, służąc całemu Kościołowi. Prawdopodobnie jest rzeczą jasną, że nie powiedziałem wszystkiego, że pominąłem rzeczy bardzo istotne. Już czuję, że pan profesor Korohoda, który tutaj się zbliżył, chce mnie złajać i poprawić to, co powiedziałem źle. No niech mówi, bo by nie był szczęśliwy!... Proszę Państwa. Nasze spotkanie jest takie dwuczęściowe. Tutaj w tym przybytku Pańskim, w kościele, zamknięto na klucz profesorów i starsze pokolenie. Natomiast przed drzwiami stoi młodsze pokolenie i dobija się. Jeżeli Państwo pozwolicie, chciałbym jeszcze zakończyć to spotkanie błogosławieństwem, a potem wrócić tam, do tej młodzieży, która ma swoje prawa. I właściwie my po to jesteśmy, żeby oni byli.