GN 47/2024 Archiwum

Świadectwo siostry Ewy

Był to czas wielkiej otwartości i życzliwości ludzkiej, którą dziś nawet trudno sobie wyobrazić!

Wczoraj uczestniczyłam na Placu Piłsudskiego w Warszawie w multimedialnym spektaklu upamiętniającym 40. rocznicę pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Dziękuję  bardzo organizatorom. Przypomniałam sobie żywo te przeżycia i doszłam do wniosku, że powinnam się nimi podzielić, gdyż był to czas wielkiej otwartości i życzliwości ludzkiej,  którą dziś nawet trudno sobie wyobrazić!

Wydarzenia w Warszawie widziałam tylko w TV. Cała nasza rodzina była wtedy zgromadzona przed telewizorem, razem z Magdą naszą siostrzenicą, miesięcznym niemowlakiem. Wiedzieliśmy, że specjalnie nie pokazuje się tłumów, które towarzyszyły papieżowi. Słowa homilii Ojca Świętego poruszyły mnie głęboko.

Zawołanie „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi” było przewidziane w liturgii, ale  papież dodał „Tej ziemi”. Byłam przekonana, że właśnie to jest proroctwo, które na naszych oczach się spełnia. Wręcz czułam, że Wojtyła czekał, aż ludzie nabiorą odwagi i zaczną się wyrażać przez śpiew. Do dziś brzmi w moich uszach „ My chcemy Boga”, jako odpowiedź na to co się działo w wymiarze ducha.


Kończyłam wtedy studia i miałam sporo czasu, więc z siostrą wybrałyśmy się do Krościenka, gdzie ks. Franciszek Blachnicki organizował pielgrzymkę do Nowego Targu dla członków ruchu Światło-Życie. Zanim wyruszyliśmy, pamiętam też transmisję radiową ze spotkania w Gnieźnie. Chyba nawet to było z „Radia Wolna Europa” nadawane, bo będąc na południu nie mieliśmy szans słyszeć tych dialogów z Ojcem  Świętym. Tu tylko nadmienię, że słowa, które tam padły o odpowiedzialności za narody słowiańskie były odpowiedzią na moje wewnętrzne walki z powołaniem, do którego Pan mnie zapraszał, a ja nie byłam zbyt chętna, aby za Nim pójść.

Do Nowego Targu szliśmy całą noc i nad ranem dotarliśmy do ogromnych błoni przygotowanych na miejsce celebracji. Byliśmy na tyle wcześnie, że zajęliśmy sektor z prawej strony od ołtarza tuż za dziennikarzami.

Pamiętam, że Jan Paweł II jechał między sektorami i wtedy udało się mnie i siostrze wskoczyć na ławki dla dziennikarzy, a więc zyskać perspektywę i bliskość, tak że do dziś pozostaje mi w pamięci ta wymiana spojrzeń z Ojcem Świętym.


Po Mszy świętej zerwała się tak gwałtowna burza i oberwanie chmury, że byliśmy mokrzy do ostatniej nitki w przeciągu 5 minut. Wraz z dwoma jeszcze przyjaciółkami starałyśmy się dotrzeć do dworca PKS, ale nawet za bardzo nie wiedziałyśmy, w którą stronę się kierować. Wtedy jakiś znajomy ksiądz, jednej z tych naszych koleżanek, zatrzymał się (był to granatowy „Wartburg”) i udało się nam dopchać do środka. Byliśmy młodzi, więc nic nam nie przeszkadzało, że w sumie było 9 osób w tym samochodzie. Na szczęście z miejsca zaparowało wszystkie szyby (byliśmy przecież kompletnie przemoczeni) i nikt nawet nie mógł dojrzeć, ile tam tych osób jedzie.

Tym sposobem w miarę sprawnie dojechałyśmy na dworzec i udało się nam dostać do autobusu do Krakowa. Już w trakcie jazdy słyszeliśmy relację ze Skałki, gdzie przygotowywano się do wieczornego spotkania. Jechało nas tylko 6 osób, więc udało się nam zmobilizować kierowcę, aby od Myślenic już nigdzie się nie zatrzymywał i w końcu wysadził nas na Moście Grunwaldzkim, skąd pobiegłyśmy na Skałkę. Oczywiście nie byłyśmy w stanie wejść na dziedziniec, ale wszystko słyszałyśmy i widziałyśmy te kwiaty nieustannie rzucane pod nogi papieża. Siedziałyśmy więc na krawężniku i tak uczestniczyłyśmy w tym spotkaniu. Gdy się już wszystko kończyło jacyś ludzie, którzy stali za nami spytali, gdzie będziemy nocować. Rzeczywiście było już po 22.00. Nasze znajome koniecznie chciały wracać do Katowic, a ja z siostrom właśnie zastanawiałyśmy się, gdzie by tu pójść, bo nie chciałyśmy wracać do domu. Ci ludzie zaproponowali nam nocleg i gościnę. Wyrzucam to sobie, że jako bardzo młode nie zachowałyśmy tego adresu, ani nazwiska tej rodziny, a to co przeżyłyśmy w tym mieszkaniu było niezwykle piękne!

Oprócz nas koczowało tam 10 osób. Częściowo to było rodzina tych państwa, a częściowo tacy pozbierani z ulicy młodzi ludzie. Każdy dodawał coś do wspólnego jedzenia. Nocowaliśmy wszędzie, także pod wieszakami w przedpokoju.

Zbieraliśmy się przez następne trzy dni późnym wieczorem i każdy opowiadał, gdzie był i czy udało się mu widzieć Ojca Świętego. Wydaje mi się, że mogli to być ludzie z tzw. „środowiska”, czyli duszpasterstwa prowadzonego przez Karola Wojtyłę w kościele św. Floriana w Krakowie. Mieli niepełnosprawnego intelektualnie syna, a mimo to ich otwartość była nadzwyczajna! Udało się nam być pod oknem na ul. Franciszkańskiej i widzieć wielokrotnie Ojca Świętego, gdy przejeżdżał ulicami Krakowa z Częstochowy i Oświęcimia. Dzięki temu państwu dostałyśmy też bilety na spotkanie do Mogiły i na Błonia.


Do dziś pamiętam, jak po Mszy na Błoniach szłyśmy w nieprzeliczonym tłumie z przeświadczeniem, że dokonało się coś niezwykłego. Nie potrafiłam wtedy wyrazić to słowami. Dziś wiem, że to było doświadczenie niezwykłej solidarności i życzliwości, a przede wszystkim obudzenia ducha wiary. Tak to było prawdziwe bierzmowanie narodu!


Zaowocowało ono bardzo konkretnie w moim życiu. Po pierwsze udało mi się zmobilizować i napisać prace magisterską w ciągu 2,5 miesiąca, a na jesieni ją obronić. Po drugie, potem w mojej pierwszej nauczycielskiej pracy odważnie upomnieć się o związki zawodowe „Solidarność”. A po trzecie, w dalszej perspektywie, przyjąć i iść za głosem powołania zakonnego, przed którym uciekałam. Dziś jestem siostrą od 36 lat.

s. Ewa, Mała Siostra Jezusa

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..